Siedziała na ławce, wykonanej z
ciemnego drewna. Długie, rozpuszczone blond włosy powiewały w rytm wiatru. Tak
samo jak czerwone, żółte i brązowe liście wykonywały swój taniec nad
chodnikiem. Ubrana była w białą bluzkę z wycięciem przy łopatkach, krótką
dżinsową spódniczkę oraz białe buty na grubej podeszwie. Nic ciekawego, jednak
na swoich nogach trzymała zwinięty w kostkę płaszcz z 2 wielkimi dziurami. Obok
niej siedział chłopak o oczach czarnych jak smoła, w których właścicielu była
zakochana po uszy. Ubrany był w zwykły czarny T-shirt, długie dresowe spodnie i
niebieskie trampki. Z założonymi rękami spoglądał na nią ze smutkiem. Jego
bujne loki pozwoliły także ponieść się, gdy wiatr stał się silniejszy.
-Lucy... ja -
nagle chłopak zastygł w bezruchu. Drzewa zaczęły łamać się pod siłą wichury.
Niebo pokryło się czarnymi chmurami. W jednej chwili na ziemię spadło miliony
kropel wody. Blondynka gwałtownie wstała, chwytając za spódniczkę, która
usilnie próbowała ukazać światu jej różowe majtki. Odwróciła się w stronę swego
przyjaciela, jednak on zniknął. Zostawił ją samą na pastwę losu w obliczu
burzy, jakiej jeszcze nigdy nie miała okazji widzieć na oczy. Nim spostrzegła,
niebo stało się czarne. Przedziwna czarna, smolista substancja, ogromnymi
kroplami zlatywała na park, w którym się znajdowała. Próbowała uciekać, jednak
maź ją otoczyła i uwięziła w kręgu, który z każdą chwilą się zwężał.
-Lucy! - to był
jego głos! Usłyszała jego wołanie! Czyli jednak jej nie opuścił! Jak mogła
wierzyć, że tak mogło, by się stać? Odwróciła się w stronę, gdzie dochodził
głos. Po jej policzkach spływały pierwsze łzy, jednak usta były wygięte w
lekkim uśmiechu, który szybko znikł, gdy zdała sobie sprawę, że wokoło niej nie
ma nikogo.
-LUCY! -
nawoływanie stało się coraz głośniejsze, a głos z każdą chwilą stawał się coraz
wyższy.
-LUUCY!!!~ -
podniosła gwałtowanie głowę, a przed oczami ujrzała wściekłą twarz
nauczycielki. Jej usta pomalowane ciemną, czerwoną szminką, były wygięte w
grymasie złości. Zmarszczone brwi, które niemal nachodziły na niebieskie oczy,
także uświadamiały blondynkę o tym czego znowu się dopuściła. Starsza kobieta
zaciągnęła niesforny kosmyk białych włosów za ucho i głośno westchnęła.
- Tak, pani Carlo?
- spytała niewinnym głosikiem.
- Kolejny raz
zasnęłaś na lekcji. Pytam się czy historia jest aż tak nudna, by usypiała z
lepszym efektem niż jakakolwiek kołysanka? - gdyby dziewczyna nie przejmowała
się skutkami takiego zachowania, zapewne kiwnęłaby potwierdzająco głową. W tym
przypadku jednak, bez słowa spoglądała na nauczycielkę, czekając aż wreszcie da
jej wymarzony spokój. Kobieta po raz kolejny westchnęła głośno i odsunęła się
od stolika uczennicy, który mieścił się na samym końcu klasy, po czym wróciła
za swoje biurko i usiadła na wygodnym zielonym krześle. Założyła na nos okulary
z czerwoną obwódką i z głośnym trzaśnięciem otworzyła dziennik, wpisując coś do
niego typowym czerwonym długopisem z biedronki.
- Po lekcjach masz
przyjść pod pokój nauczycielski, a potem wymyślę ci jakąś karę. Rozumiemy się?
- Carla podniosła swój wzrok na dziewczynę, czekając na potwierdzenie.
- Tak, psze pani.
- No dobrze... w
takim razie wracajmy do lekcji - kobieta podniosła się z miejsca, podpierając
się rękoma o blat biurka i podeszła do tablicy z białą kredą w ręku - po
śmierci Temudżyna imperium mongolskie zostało podzielone na pięć mniejszych
państw, nad którymi władzę przejęli jego synowie. Teoretycznie do roku 1261
cała struktura tworzyła jeszcze całość, którą formalnie nadzorowali chanowie...
Lucy odwróciła
głowę i spojrzała swym znudzonym wzrokiem na szybę, w którą równomiernie
uderzały kropelki wody, po czym powoli spływały, pozostawiając po sobie mokry
ślad. Była dość dobrą uczennicą, jednak nie ważne jakby chciała, nie była
wstanie skupić się na lekcji historii. Tym bardziej, gdy znów przyśnił się jej
ten dziwny sen. Jedyne co z niego zapamiętała to te czarne oczy chłopaka.
Chociaż bardziej pasuje tu stwierdzenie, że tylko o nich nie potrafiła
zapomnieć. Mimo, że to wszystko było iluzją stworzoną przez jej umysł, to ten
chłopak zawsze wydawał się tak bardzo bliski jej sercu, jakby znała go od
bardzo dawna. Dziewczyna głośno westchnęła i z wymuszoną obojętnością na
twarzy, otworzyła książkę na podanym temacie lekcji. Mimo, że rozmyślanie nad
tajemniczym jegomościem, który nawiedza ją za każdym razem we śnie, wydało się
jej o wiele ciekawszym zajęciem, od wgapiania się w tablicę oraz zbyt duży tył
nauczycielki, to jednak postanowiła tym razem odpuścić i spróbować skupić się
na bieżącej lekcji.
Gdy wreszcie
usłyszała od dawna wyczekiwany dzwonek, podniosła się natychmiast z
krzesła i wyszła z klasy, z już przedtem spakowanymi książkami. Idąc
korytarzem, który w kilka sekund stał się zatłoczony przez szczęśliwych i
mniej zadowolonych uczniów, nadal próbowała przypomnieć sobie jakieś
szczegóły ze snu, jednak i tym razem nic z tego nie wyszło. Kiedy tylko z
jej gardła wydobyło się głębokie westchnienie, postanowiła odpuścić. Podeszła
do swojej szafki, ozdobionej przez już odchodzącą ciemno niebieską farbę
z myślą, że ktoś powinien wreszcie ją odmalować tak jak resztę jej
współtowarzyszek. Szybkim ruchem otworzyła ją i schowała książki od
historii. Kiedy już miała zamiar zamknąć drzwiczki i pójść na lekcje,
poczuła uścisk na swojej szyi i ciężar na barkach. Doskonale zdawała
sobie sprawę, kto zaszczycił ją swoją obecnością, więc bez słowa czekała
aż "ktosiek" łaskawie zejdzie jej z pleców.
- Lusia! -
usłyszała tuż przy uchu wysoki, dziewczęcy głos swojej przyjaciółki,
który teraz miał wyjątkowo uwodzicielski ton. Gdy blondynka wreszcie
poczuła, że jest wolna, odwróciła się i spojrzała na uczennicę. Niska
istotka z krótkimi, związanymi przepaską niebieskimi włosami. Małym noskiem,
słodkim oraz podstępnym uśmiechem oraz słodko wyglądająca w mundurku
szkolnym - tak ogólnie prezentowała się panna McGarden.
- Co się znowu
stało Levy? - Heartfilia nie podzielała jej dobrego humoru. Szczerze mówiąc
była wręcz w ponurym nastroju wiedząc, że jej ojciec wyprawił kolejne przyjęcie
i bez jej zdania obwieścił światu, że jego ukochana, jedyna i ze statusem
"wolna" córka pojawi się na nim. Zawsze w opowiadaniach i serialach,
tata traktował swe dziecko jak skarb i nie pozwalał się do niej zbliżać większości
chłopcom. Lecz pan Jude nie był w żadnym stopniu normalnym ojcem. Nigdy nie
było go w domu, a kiedy wreszcie postanowił pojawić się, to urządzał huczne
imprezy ze swoją małżonką, na które zapraszał młodych, bogatych chłopaków z
bogatych rodzin. Ona mimo wszystko nie chciała robić ojcu wstydu, więc chodziła
na nie i grała przed wszystkimi idealną córeczkę. Tak naprawdę miała tego
wszystkiego dość. Marzyła, by zrobić coś szalonego, niebezpiecznego, by jej
życie w jednym momencie kompletnie się zmieniło, jak to zawsze ma miejsce w
serialach.
- Noż cholera! -
powiedziała niebieskowłosa uniesionym głosem, pełnym zdenerwowania i pacnęła
rówieśniczkę w czoło - Lu! Przestań bujać w obłokach, kiedy mam zamiar
przekazać ci coś ważnego!
- P-przepraszam -
zaśmiała się nerwowo i podrapała w tył głowy, lecz gdy dostrzegła karcące
spojrzenie Mcgarden, natychmiast spoważniała i odchrząknęła dla lepszego efektu
- więc co jest takiego ważnego?
- A więc... -
wcześniejszy wyraz jej twarzy powrócił, a stał się a nawet bardziej podstępny.
Dziewczyna zbliżyła się nieznacznie do blondynki i spojrzała kilka razy w prawo
i lewo, chcąc mieć pewność, że nikt ich nie podsłucha. Kiedy zdecydowała, że
jest wystarczająco bezpiecznie, stanęła na palcach, by jak najbardziej zbliżyć
się do jej ucha -
...powiem ci to w bezpieczniejszym miejscu - nim Lucy zdążyła na to jakkolwiek
zareagować, siłą została pociągnięta do damskiej łazienki. Niby Levy wyglądała
na małą i słabą, jednak pary w rękach jej nie brakowało. Blondynka kilkakrotnie
pytała się przyjaciółki o co jej chodzi, jednak ta za każdym razem ignorowała
ją. Gdy wreszcie dotarły do toalety, niebieskowłosa otworzyła szeroko drzwi i
po chwili zamknęła je głośnym trzaśnięciem.
- Powiesz mi
wreszcie o co chodzi? - Heartfilia była już bardzo wkurzona dziwnym zachowaniem
rówieśniczki, ale ze spokojem, który znikał z każdym tyknięciem zegara, czekała
na wyjaśnienia.
- Oj no dobrze,
tylko nie bij - Levy wystawiła ręce w geście obronnym, a gdy tylko dostrzegła
jej wściekłe spojrzenie, wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Jak zwykle
śmiejesz się z rzeczy, które w żaden sposób nie są zabawne - stwierdziła i
przeczesała chudymi i bladymi palcami swoją blond czuprynę. Jej przyjaciółka
tylko przewróciła oczami, utwierdzając ją w przekonaniu, że nie przejęła się
jej słowami.
- Otóż wkradłam
się do pokoju dyrektora i... - zaczęła mówić dość cichym tonem, nadal nie będą
w stu procentach pewną, czy przypadkiem żaden nie proszony gość im się nie
przysłuchuje. Rzecz jasna, Levy uważała, że skoro ona tak robi wszyscy inni
także są do tego zdolni. Lucy jednak natychmiast jej przerwała.
- Wkradłaś się do
pokoju dyrektora?! - krzyknęła, nie zdziwiona a raczej zirytowana, co wyjaśniło
się w kolejnym jej słowie - znowu?!
- Oj, no jakoś tak
wyszło... - stwierdziła i wzruszyła ramionami - ale do rzeczy - pomachała ręką,
by pominąć ten nużący temat. Lucy otworzyła usta z zamiarem wytknięcia jej
absurdalnego zachowania, jednak w ostatnim momencie się rozmyśliła i ponownie
je zamknęła. Mimo, że próbowała to ukrywać - i to z dużym powodzeniem - aż
ściskało ją w żołądku, by dowiedzieć się o co ta cała afera.
- przeszukałam
akta w szafce dyrektora i...
- Te w dolnej
szafce po lewej stronie? - spytała, doskonale pamiętając gdzie ów mężczyzna po
czterdziestce z czarną czupryną, na której z każdym dniem pojawiały się siwe
włosy, chowa papiery nie cierpiące zwłoki.
- Te w dolnej
szafce po lewej stronie - potwierdziła i kiwnęła głową - i dowiedziałam się
nowej, bardzo interesującej rzeczy - specjalnie zrobiła chwilę przerwy i
powolnym, mozolnym ruchem, by jeszcze bardziej zniecierpliwić Lucy, wyjęła z
kieszeni mundurka, duży, dotykowy telefon w etui w białe, urocze kotki. Ta
jednak ze spokojem czekała aż wreszcie to z siebie wydusi, przyzwyczajona do
takiego zachowania.
- Okej, bez
ogródek - włączyła telefon, postukała w nim coś przez chwilę i podała
przyjaciółce. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie zrobione aktom w szafce
biurka. Heartfilia chwyciła telefon i przybliżyła nieco głowę do ekranu, by
odczytać.
- ...Gray
Fullbuster? - zapytała zdziwiona i podniosła zdziwiony wzrok na Levy, która aż
zapiszczała z podekscytowania.
- Nowy uczeń! -
powiedziała wreszcie, kiedy zdezorientowana mina dziewczyny się nie zmieniła.
- Tyle to sama
wiem, ale co z tego?
- Ty wiesz jakie z
niego ciacho? I do tego przeprowadził się tutaj aż z Paryża! To musi być on!
- Chyba sobie jaja
robisz! - Lucy prychnęła i oddała jej niedbale telefon - to tylko zbieg
okoliczności.
- Ale twoje sny
zawsze się sprawdzają, prędzej czy później a sama powiedziałaś, że gość o
czarnych oczach jak węgiel stojący przed wieżą Eiffla nie daje ci spać po nocach!
Blondynka
zmarszczyła brwi i nachyliła się nad niższą dziewczyną, by ich twarze
niebezpiecznie blisko się zbliżyły.
- Tylko dwa razy
się tak zdarzyło i był to zwykły zbieg okoliczności!
Levy uśmiechnęła
się i w mgnieniu oka odsunęła się od niej, żeby w kolejnej sekundzie mieć już
dłoń na klamce drzwi, prowadzących na korytarz.
- A ja i tak wiem
swoje! - pokazała jej język i wyszła, trzaskając drzwiami.
~*~
Przejechał palcami
po swojej czarnej, potarganej czuprynie z myślą, że wreszcie wypadało, by
obciąć końcówki, bo włosy zasłaniające mu widok powoli doprowadzały go do
szału. Spojrzał przez pociemniałe szyby limuzyny, w której aktualnie jechał na
zmieniające się krajobrazy tego miasta. W całym swoim życiu zwiedził ich już
dużo więc, wysokie drapacze chmur, różne kafejki, bloki mieszkalne oraz inne
równie okazałe budynki, nie wzbudzały w nim żadnych pozytywnych emocji, a
zwyczajne znudzenie. Która to już szkoła w tym kraju, w której przyjdzie mu
znów się uczyć? Piąta? Dziesiąta? Po jakimś razie przestał już liczyć. Kiedy
wreszcie dotarł na miejsce, limuzyna zatrzymała się przed ogromną, trzy lub
czteropiętrową szkołą, ogrodzoną wysokim żywopłotem ze wszystkich stron. W
Magnolia City, mieście który przez wielu był uważany za najbogatsze i
najbardziej rozwinięte miasto w kraju, taka budowla nie robiła już tak
ogromnego wrażenia jak kilkanaście lat temu. Ludzie przyzwyczajeni do luksusów,
nie dziękowali za to co już mają, a jedynie parli na przód, by zdobyć jeszcze
więcej. Chłopak bez pośpiechu uchylił drzwiczki pojazdu i nim wystawił nogę,
zakrył ramieniem oczy, na które idealnie padały promienie, górującego na niebie
słońca. Wreszcie jego stopy, okryte pod czarnymi, masywnymi butami, których był
zdecydowanym fanem, znalazły się na chodniku. Palcem wskazującym popukał w
szybę kierowcy, która po kilku sekundach opuściła się. O dziwo kierowca, nie
był starszym, osiwiałym staruszkiem tak jak w filmach. Mężczyzna ten nie miał
więcej niż trzydzieści lat. Długie blond włosy były związane w kitkę. a zielone
oczy ukryte pod wąskimi okularami, spoglądały na chłopaka ze znudzeniem.
- Tak, panie? -
zapytał niby od niechcenia ale w jego głosie słychać było respekt do rozmówcy.
Czarnowłosy młodzieniec machnął ręką. Powoli nudziły go te wszystkie zwroty
grzecznościowe skierowane do jego osoby.
- Chciałem tylko
powiedzieć, żebyś dzisiaj po mnie nie przyjeżdżał - wyjaśnił i poprawił czarną
torbę, zawieszoną na ramieniu. Kierowca tylko skinął głową i zasunął z powrotem
szybę. Włączył silnik i nim chłopak odwrócił się ku bramie szkoły, zdążył już
odjechać. Westchnął i poszedł w stronę ogromnych, mosiężnych drzwi szkoły
imienia im. Mavis Vermilion, - Kolejny rok szkolny czas zacząć - powiedział do
siebie, wchodząc do budynku. Korytarz a raczej, duża wolna przestrzeń na środku
której stała fontanna z wizerunkiem anioła na samym środku, prezentowała
się bardzo bogato. Na ścianach o kolorze kawy z mlekiem, w równych
odległościach od siebie były rozmieszczone obrazy z podobiznami ludzi, których
chłopak pierwszy raz widział na oczy. Po chwili wywnioskował, że to zapewne
dyrektorzy szkoły, jednak w jednym z nich ujrzał podobiznę pani prezydent, więc
jego teoria poszła się paść.
- Hisui E. Fiore –
przejechał opuszkiem palców po napisie pod podobizną dziewczyny o zielonych,
długich włosach i mądrym spojrzeniu. Wreszcie zrozumiał, że po lewej stronie
wywieszane były portrety najlepszych uczniów w szkole lub tych, którzy
osiągnęli coś w życiu i na to zasłużyli. Prychnął pod nosem, uważając to za
idiotyzm i chowając dłonie do kieszeni spodni, przeszedł przez korytarz, który
prowadził po chwili do kolejnego. O wiele ciaśniejszego i krótszego, z którego
dochodziło się do klas. W ciszy, uderzanie jego butów o kafelkową podłogę,
wydawało się dużo głośniejsze niż w rzeczywistości było. W końcu dotarł tam
gdzie chciał. Na drzwiach prowadzących do klasy, widniał mały napis z numerem
17 oraz dużo większy; Biologia. Młodzieniec stwierdził w myślach, że jeszcze
nigdy nie miał nauczyciela biologii za wychowawcę. Bez zbędnego ociągania,
popukał palcami w jasne drewno. Kiedy zza drzwi usłyszał niski głos
definitywnie należący do kobiety, chwycił za klamkę i powoli wszedł do klasy.
~*~
Lucy gdy tylko
usłyszała dzwonek na lekcję, podniosła ręce, które trzymała na krańcach
umywalki i jeszcze raz przelotnie spojrzała na swoją twarz. Westchnęła i
założyła na ramię torbę, po chwili wychodząc z dziewczęcej łazienki. Levy
gdzieś się zmyła, więc resztę przerwy siedziała przed lustrem, rozmyślając nad
słowami przyjaciółki. Wiedziała, że to była głupota, a jednak gdzieś w środku
marzyła, by to okazało się prawdą i nowy uczeń rzeczywiście był chłopakiem z
jej snów. Od zawsze nachodziły ją koszmary, lub nie zrozumiałe wizje we śnie o
których zazwyczaj po przebudzeniu zapominała. Jednak tym razem było inaczej…
Zdawała sobie
sprawę, że śni co noc ten sam sen. Sen gdzie spotyka tajemniczego chłopaka o
czarnych oczach. Tylko raz udało się jej zapamiętać coś poza tymi oczami…
mglisty obraz wieży Eiffla jakimś cudem został w jej głowie. Oczywiście od razu
powiedziała o tym swojej przyjaciółce, która ubzdurała sobie, że Lucy posiada
dar przewidywania przyszłości. Oczywiście dziewczyna w to nie wierzyła. Uważała
magię, tajemnicze istoty, a nawet samego Boga za wymysł człowieka.
Potrząsnęła głową,
próbując się skupić i pośpiesznie wyszła z łazienki, kierując się w stronę
klasy od biologii.
- I znowu nudna
wychowawcza… - powiedziała pod nosem, ale tak naprawdę była szczęśliwa, że
będzie teraz luźna lekcja na której w spokoju będzie mogła porozmyślać, nie
narażając się na gniew nauczycieli takich jak wredna Pani Carla. Szybko doszła
do klasy i nawet nie pukając, otworzyła drzwi.
- Spóźnienie! -
Lucy podniosła głowę i przyjrzała się nauczycielce, która siedziała przy biurku
i wskazywała długopisem na jej osobę. Kobieta ta miała krótkie, proste czerwone
włosy, do których przypięta była ozdobna świeczka. Ubrana była w typową,
czerwoną marynarkę oraz ciemne jeansy.
- Przepraszam... –
rzekła i nim nauczycielka coś dodała, ruszyła w stronę swojej ławki,
mieszczącej się na końcu klasy. Zawiesiła torbę na haczyk i odsunęła krzesło,
specjalnie szurając nim po podłodze i tworząc tym samym nieprzyjemny dźwięk na
ucha. Uśmiechnęła się przepraszająco w stronę nauczycielki i poprawiając
spódniczkę, usiadła wygodnie. Nachyliła się, by dosięgnąć do torby i wyjęła z
niej zwykły szkicownik formatu A4 i piórnik z przyrządami do rysowania. Otworzyła
zeszyt w połowie i już miała przyłożyć ołówek do kartki, gdy w klasie rozniosło
się pukanie. Przygryzła wargę i odłożyła ołówek obok. Przeniosła swój wzrok tak
jak reszta uczniów na powoli otwierające się drzwi.
- Już myślałam, że
się nie pojawisz panie Fullbuster – powiedziała nauczycielka, jednak Lucy
kompletnie ją zignorowała, przyglądając się chłopakowi, który właśnie wszedł do
klasy. Rozszerzyła szerzej powieki, przyglądając się przystojnemu młodzieńcowi,
który wyglądał o wiele lepiej niż na zdjęciu w telefonie Levy, która swoją drogą,
siedząc po przeciwnej stronie klasy, także nie mogła oderwać od niego wzroku. Można
było go opisać jednym, jednak znaczącym słowem: ideał. Jego postawa świadczyła
o tym, że nie jest zbyt zainteresowany tym, że większość dziewczyn bezwstydnie
mu się przyglądał. Wolał spoglądać na swoje paznokcie u lewej ręki. Lucy
dostrzegła na niej dziwny pierścionek z czerwonym kamieniem. Marynarka od
mundurka była rozpięta, a na ramieniu miał zawieszoną czarną torbę. Jego
kruczoczarne przydługie, porozczesywane niedbale włosy, kontrastowały z bladą
skórą. W tym samym momencie, kiedy próbowała przypatrzeć się jego twarzy,
chłopak podniósł głowę i spojrzał w jej stronę. Lucy niemal zaparło dech w
piersiach, kiedy dostrzegła jego czarne jak smoła tęczówki, otoczone przez gąszcz
krótkich rzęs. Początkowo, zamrugał oczami i spojrzał na nią zdziwiony. Po
chwili jednak zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się gniew… gniew, który był kierowany właśnie
do niej. Nie sądziła, że w czyichkolwiek oczach może
widnieć aż tyle złości.
Przełknęła ślinę jak najciszej potrafiła, kiedy poczuła gulę w gardle. Chłopak
wyglądał jakby chciał się na nią rzucić i rozszarpać na strzępy. Nim jednak
dziewczyna mogła się przekonać czy rzeczywiście tak jest, odezwała się
zniecierpliwiona nauczycielka.
- Panie
Fullbuster, proszę przedstawić się klasie – jej ton wyrażał dobitnie
zirytowanie. Lucy zdała sobie sprawę, że przez krótką chwilę kompletnie
zapomniała co się wokół niej dzieje i chłopak najwyraźniej podobnie. Jego twarz
w sekundę złagodniała i przybrała na nowo wyraz znudzenia. Spojrzał w stronę
nauczycielki, jakby dziewczyna nagle przestała istnieć.
- Niech pani
wybaczy jednak nie mam takiego zamiaru – wzruszył ramionami. Szybkim krokiem
usiadł w wolnej ławce, umiejscowionej na końcu klasy, po przeciwnej stronie niż
siedziała Lucy i usiadł na krześle, kładąc nogi na blacie. Założył ręce do tyłu
i skrzyżował je za głową, kompletnie nie wzruszony tym, że nauczycielce aż
drgała brew. Heartfilia przez chwilę jeszcze mu się przyglądała, a potem
wróciła do zamiaru rysowania. Jednak gdy tylko się do tego przyłożyła,
zapomniała co tak właściwie miało się pojawić na kartce. Z cichym westchnieniem
odłożyła ołówek do piórnika i podpierając policzek na dłoni, postanowiła
spędzić tę godzinę, wgapiając się w pusty dziedziniec przed szkołą.
~*~
- I jak, i jak? –
zapytała Levy, skacząc wokół dziewczyny. Lucy z głośnym westchnieniem, schowała
książki do szafki. Płynnym ruchem zamknęła ją i spojrzała na przyjaciółkę,
marszcząc brwi.
- Ale co „jak”?
- No jak to co?! –
oburzyła się Levy – co myślisz o tym nowym?
Lucy spojrzała na
nią bez słowa i zaczęła iść w stronę drzwi wyjściowych.
- Nic nie myślę –
powiedziała, kiedy ją mijała. Jej niższa przyjaciółka, momentalnie zjawiła się
obok, idąc nawet kilka kroków przed nią.
- Musisz mieć o
nim jakieś zdanie! – dziewczyna nie dawała za wygraną – na przykład to, że jest
nieziemsko przystojny!
Heartfilia
zatrzymała się nagle i podrapała się po podbródku, zastanawiając się nad czymś.
- Rzeczywiście,
jest przystojny – przyznała, kiwając powoli głową.
- To w czym jest
do cholery problem?
Lucy wzruszyła
ramionami i popchnęła drzwi, wychodząc na dwór. Lekki wiatr dmuchnął jej w
twarz, powiewając delikatnie włosy do tyłu.
- Jest… dziwny –
wydusiła wreszcie z siebie i nie czekając na Levy, zaczęła schodzić po schodach.
Zapatrzona w jakiś punkt przed sobą, nie zauważyła zbliżającej się do niej
postaci. Zorientowała się dopiero wtedy, kiedy poczuła dziwny ból w kostce i
runęła w dół po kamiennych schodkach. Jęknęła cicho, czując ból na całym ciele.
Podniosła delikatnie głowę i spojrzała na parę ciężkich, czarnych butów, które
miała przed twarzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz