wtorek, 28 marca 2017

Rozdział I



Siedziała na ławce, wykonanej z ciemnego drewna. Długie, rozpuszczone blond włosy powiewały w rytm wiatru. Tak samo jak czerwone, żółte i brązowe liście wykonywały swój taniec nad chodnikiem. Ubrana była w białą bluzkę z wycięciem przy łopatkach, krótką dżinsową spódniczkę oraz białe buty na grubej podeszwie. Nic ciekawego, jednak na swoich nogach trzymała zwinięty w kostkę płaszcz z 2 wielkimi dziurami. Obok niej siedział chłopak o oczach czarnych jak smoła, w których właścicielu była zakochana po uszy. Ubrany był w zwykły czarny T-shirt, długie dresowe spodnie i niebieskie trampki. Z założonymi rękami spoglądał na nią ze smutkiem. Jego bujne loki pozwoliły także ponieść się, gdy wiatr stał się silniejszy.
-Lucy... ja - nagle chłopak zastygł w bezruchu. Drzewa zaczęły łamać się pod siłą wichury. Niebo pokryło się czarnymi chmurami. W jednej chwili na ziemię spadło miliony kropel wody. Blondynka gwałtownie wstała, chwytając za spódniczkę, która usilnie próbowała ukazać światu jej różowe majtki. Odwróciła się w stronę swego przyjaciela, jednak on zniknął. Zostawił ją samą na pastwę losu w obliczu burzy, jakiej jeszcze nigdy nie miała okazji widzieć na oczy. Nim spostrzegła, niebo stało się czarne. Przedziwna czarna, smolista substancja, ogromnymi kroplami zlatywała na park, w którym się znajdowała. Próbowała uciekać, jednak maź ją otoczyła i uwięziła w kręgu, który z każdą chwilą się zwężał.
-Lucy! - to był jego głos! Usłyszała jego wołanie! Czyli jednak jej nie opuścił! Jak mogła wierzyć, że tak mogło, by się stać? Odwróciła się w stronę, gdzie dochodził głos. Po jej policzkach spływały pierwsze łzy, jednak usta były wygięte w lekkim uśmiechu, który szybko znikł, gdy zdała sobie sprawę, że wokoło niej nie ma nikogo.
-LUCY! - nawoływanie stało się coraz głośniejsze, a głos z każdą chwilą stawał się coraz wyższy.
-LUUCY!!!~ - podniosła gwałtowanie głowę, a przed oczami ujrzała wściekłą twarz nauczycielki. Jej usta pomalowane ciemną, czerwoną szminką, były wygięte w grymasie złości. Zmarszczone brwi, które niemal nachodziły na niebieskie oczy, także uświadamiały blondynkę o tym czego znowu się dopuściła. Starsza kobieta zaciągnęła niesforny kosmyk białych włosów za ucho i głośno westchnęła.
- Tak, pani Carlo? - spytała niewinnym głosikiem.
- Kolejny raz zasnęłaś na lekcji. Pytam się czy historia jest aż tak nudna, by usypiała z lepszym efektem niż jakakolwiek kołysanka? - gdyby dziewczyna nie przejmowała się skutkami takiego zachowania, zapewne kiwnęłaby potwierdzająco głową. W tym przypadku jednak, bez słowa spoglądała na nauczycielkę, czekając aż wreszcie da jej wymarzony spokój. Kobieta po raz kolejny westchnęła głośno i odsunęła się od stolika uczennicy, który mieścił się na samym końcu klasy, po czym wróciła za swoje biurko i usiadła na wygodnym zielonym krześle. Założyła na nos okulary z czerwoną obwódką i z głośnym trzaśnięciem otworzyła dziennik, wpisując coś do niego typowym czerwonym długopisem z biedronki.
- Po lekcjach masz przyjść pod pokój nauczycielski, a potem wymyślę ci jakąś karę. Rozumiemy się? - Carla podniosła swój wzrok na dziewczynę, czekając na potwierdzenie.
- Tak, psze pani.
- No dobrze... w takim razie wracajmy do lekcji - kobieta podniosła się z miejsca, podpierając się rękoma o blat biurka i podeszła do tablicy z białą kredą w ręku - po śmierci Temudżyna imperium mongolskie zostało podzielone na pięć mniejszych państw, nad którymi władzę przejęli jego synowie. Teoretycznie do roku 1261 cała struktura tworzyła jeszcze całość, którą formalnie nadzorowali chanowie...
Lucy odwróciła głowę i spojrzała swym znudzonym wzrokiem na szybę, w którą równomiernie uderzały kropelki wody, po czym powoli spływały, pozostawiając po sobie mokry ślad. Była dość dobrą uczennicą, jednak nie ważne jakby chciała, nie była wstanie skupić się na lekcji historii. Tym bardziej, gdy znów przyśnił się jej ten dziwny sen. Jedyne co z niego zapamiętała to te czarne oczy chłopaka. Chociaż bardziej pasuje tu stwierdzenie, że tylko o nich nie potrafiła zapomnieć. Mimo, że to wszystko było iluzją stworzoną przez jej umysł, to ten chłopak zawsze wydawał się tak bardzo bliski jej sercu, jakby znała go od bardzo dawna. Dziewczyna głośno westchnęła i z wymuszoną obojętnością na twarzy, otworzyła książkę na podanym temacie lekcji. Mimo, że rozmyślanie nad tajemniczym jegomościem, który nawiedza ją za każdym razem we śnie, wydało się jej o wiele ciekawszym zajęciem, od wgapiania się w tablicę oraz zbyt duży tył nauczycielki, to jednak postanowiła tym razem odpuścić i spróbować skupić się na bieżącej lekcji.
Gdy wreszcie  usłyszała od dawna wyczekiwany dzwonek, podniosła się natychmiast z  krzesła i wyszła z klasy, z już przedtem spakowanymi książkami. Idąc  korytarzem, który w kilka sekund stał się zatłoczony przez szczęśliwych i  mniej zadowolonych uczniów, nadal próbowała przypomnieć sobie jakieś  szczegóły ze snu, jednak i tym razem nic z tego nie wyszło. Kiedy tylko z  jej gardła wydobyło się głębokie westchnienie, postanowiła odpuścić.  Podeszła do swojej szafki, ozdobionej przez już odchodzącą ciemno  niebieską farbę z myślą, że ktoś powinien wreszcie ją odmalować tak jak  resztę jej współtowarzyszek. Szybkim ruchem otworzyła ją i schowała  książki od historii. Kiedy już miała zamiar zamknąć drzwiczki i pójść na  lekcje, poczuła uścisk na swojej szyi i ciężar na barkach. Doskonale  zdawała sobie sprawę, kto zaszczycił ją swoją obecnością, więc bez słowa  czekała aż "ktosiek" łaskawie zejdzie jej z pleców.
- Lusia! -  usłyszała tuż przy uchu wysoki, dziewczęcy głos swojej przyjaciółki,  który teraz miał wyjątkowo uwodzicielski ton. Gdy blondynka wreszcie  poczuła, że jest wolna, odwróciła się i spojrzała na uczennicę. Niska  istotka z krótkimi, związanymi przepaską niebieskimi włosami. Małym  noskiem, słodkim oraz podstępnym uśmiechem oraz słodko wyglądająca w  mundurku szkolnym - tak ogólnie prezentowała się panna McGarden.
- Co się znowu stało Levy? - Heartfilia nie podzielała jej dobrego humoru. Szczerze mówiąc była wręcz w ponurym nastroju wiedząc, że jej ojciec wyprawił kolejne przyjęcie i bez jej zdania obwieścił światu, że jego ukochana, jedyna i ze statusem "wolna" córka pojawi się na nim. Zawsze w opowiadaniach i serialach, tata traktował swe dziecko jak skarb i nie pozwalał się do niej zbliżać większości chłopcom. Lecz pan Jude nie był w żadnym stopniu normalnym ojcem. Nigdy nie było go w domu, a kiedy wreszcie postanowił pojawić się, to urządzał huczne imprezy ze swoją małżonką, na które zapraszał młodych, bogatych chłopaków z bogatych rodzin. Ona mimo wszystko nie chciała robić ojcu wstydu, więc chodziła na nie i grała przed wszystkimi idealną córeczkę. Tak naprawdę miała tego wszystkiego dość. Marzyła, by zrobić coś szalonego, niebezpiecznego, by jej życie w jednym momencie kompletnie się zmieniło, jak to zawsze ma miejsce w serialach.
- Noż cholera! - powiedziała niebieskowłosa uniesionym głosem, pełnym zdenerwowania i pacnęła rówieśniczkę w czoło - Lu! Przestań bujać w obłokach, kiedy mam zamiar przekazać ci coś ważnego!
- P-przepraszam - zaśmiała się nerwowo i podrapała w tył głowy, lecz gdy dostrzegła karcące spojrzenie Mcgarden, natychmiast spoważniała i odchrząknęła dla lepszego efektu - więc co jest takiego ważnego?
- A więc... - wcześniejszy wyraz jej twarzy powrócił, a stał się a nawet bardziej podstępny. Dziewczyna zbliżyła się nieznacznie do blondynki i spojrzała kilka razy w prawo i lewo, chcąc mieć pewność, że nikt ich nie podsłucha. Kiedy zdecydowała, że jest wystarczająco bezpiecznie, stanęła na palcach, by jak najbardziej zbliżyć się do jej ucha                   - ...powiem ci to w bezpieczniejszym miejscu - nim Lucy zdążyła na to jakkolwiek zareagować, siłą została pociągnięta do damskiej łazienki. Niby Levy wyglądała na małą i słabą, jednak pary w rękach jej nie brakowało. Blondynka kilkakrotnie pytała się przyjaciółki o co jej chodzi, jednak ta za każdym razem ignorowała ją. Gdy wreszcie dotarły do toalety, niebieskowłosa otworzyła szeroko drzwi i po chwili zamknęła je głośnym trzaśnięciem.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - Heartfilia była już bardzo wkurzona dziwnym zachowaniem rówieśniczki, ale ze spokojem, który znikał z każdym tyknięciem zegara, czekała na wyjaśnienia.
- Oj no dobrze, tylko nie bij - Levy wystawiła ręce w geście obronnym, a gdy tylko dostrzegła jej wściekłe spojrzenie, wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Jak zwykle śmiejesz się z rzeczy, które w żaden sposób nie są zabawne - stwierdziła i przeczesała chudymi i bladymi palcami swoją blond czuprynę. Jej przyjaciółka tylko przewróciła oczami, utwierdzając ją w przekonaniu, że nie przejęła się jej słowami.
- Otóż wkradłam się do pokoju dyrektora i... - zaczęła mówić dość cichym tonem, nadal nie będą w stu procentach pewną, czy przypadkiem żaden nie proszony gość im się nie przysłuchuje. Rzecz jasna, Levy uważała, że skoro ona tak robi wszyscy inni także są do tego zdolni. Lucy jednak natychmiast jej przerwała.
- Wkradłaś się do pokoju dyrektora?! - krzyknęła, nie zdziwiona a raczej zirytowana, co wyjaśniło się w kolejnym jej słowie - znowu?!
- Oj, no jakoś tak wyszło... - stwierdziła i wzruszyła ramionami - ale do rzeczy - pomachała ręką, by pominąć ten nużący temat. Lucy otworzyła usta z zamiarem wytknięcia jej absurdalnego zachowania, jednak w ostatnim momencie się rozmyśliła i ponownie je zamknęła. Mimo, że próbowała to ukrywać - i to z dużym powodzeniem - aż ściskało ją w żołądku, by dowiedzieć się o co ta cała afera.
- przeszukałam akta w szafce dyrektora i...
- Te w dolnej szafce po lewej stronie? - spytała, doskonale pamiętając gdzie ów mężczyzna po czterdziestce z czarną czupryną, na której z każdym dniem pojawiały się siwe włosy, chowa papiery nie cierpiące zwłoki.
- Te w dolnej szafce po lewej stronie - potwierdziła i kiwnęła głową - i dowiedziałam się nowej, bardzo interesującej rzeczy - specjalnie zrobiła chwilę przerwy i powolnym, mozolnym ruchem, by jeszcze bardziej zniecierpliwić Lucy, wyjęła z kieszeni mundurka, duży, dotykowy telefon w etui w białe, urocze kotki. Ta jednak ze spokojem czekała aż wreszcie to z siebie wydusi, przyzwyczajona do takiego zachowania.
- Okej, bez ogródek - włączyła telefon, postukała w nim coś przez chwilę i podała przyjaciółce. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie zrobione aktom w szafce biurka. Heartfilia chwyciła telefon i przybliżyła nieco głowę do ekranu, by odczytać.
- ...Gray Fullbuster? - zapytała zdziwiona i podniosła zdziwiony wzrok na Levy, która aż zapiszczała z podekscytowania.
- Nowy uczeń! - powiedziała wreszcie, kiedy zdezorientowana mina dziewczyny się nie zmieniła.
- Tyle to sama wiem, ale co z tego?
- Ty wiesz jakie z niego ciacho? I do tego przeprowadził się tutaj aż z Paryża! To musi być on!
- Chyba sobie jaja robisz! - Lucy prychnęła i oddała jej niedbale telefon - to tylko zbieg okoliczności.
- Ale twoje sny zawsze się sprawdzają, prędzej czy później a sama powiedziałaś, że gość o czarnych oczach jak węgiel stojący przed wieżą Eiffla nie daje ci spać po nocach!
Blondynka zmarszczyła brwi i nachyliła się nad niższą dziewczyną, by ich twarze niebezpiecznie blisko się zbliżyły.
- Tylko dwa razy się tak zdarzyło i był to zwykły zbieg okoliczności! 
Levy uśmiechnęła się i w mgnieniu oka odsunęła się od niej, żeby w kolejnej sekundzie mieć już dłoń na klamce drzwi, prowadzących na korytarz.
- A ja i tak wiem swoje! - pokazała jej język i wyszła, trzaskając drzwiami.

~*~

Przejechał palcami po swojej czarnej, potarganej czuprynie z myślą, że wreszcie wypadało, by obciąć końcówki, bo włosy zasłaniające mu widok powoli doprowadzały go do szału. Spojrzał przez pociemniałe szyby limuzyny, w której aktualnie jechał na zmieniające się krajobrazy tego miasta. W całym swoim życiu zwiedził ich już dużo więc, wysokie drapacze chmur, różne kafejki, bloki mieszkalne oraz inne równie okazałe budynki, nie wzbudzały w nim żadnych pozytywnych emocji, a zwyczajne znudzenie. Która to już szkoła w tym kraju, w której przyjdzie mu znów się uczyć? Piąta? Dziesiąta? Po jakimś razie przestał już liczyć. Kiedy wreszcie dotarł na miejsce, limuzyna zatrzymała się przed ogromną, trzy lub czteropiętrową szkołą, ogrodzoną wysokim żywopłotem ze wszystkich stron. W Magnolia City, mieście który przez wielu był uważany za najbogatsze i najbardziej rozwinięte miasto w kraju, taka budowla nie robiła już tak ogromnego wrażenia jak kilkanaście lat temu. Ludzie przyzwyczajeni do luksusów, nie dziękowali za to co już mają, a jedynie parli na przód, by zdobyć jeszcze więcej. Chłopak bez pośpiechu uchylił drzwiczki pojazdu i nim wystawił nogę, zakrył ramieniem oczy, na które idealnie padały promienie, górującego na niebie słońca. Wreszcie jego stopy, okryte pod czarnymi, masywnymi butami, których był zdecydowanym fanem, znalazły się na chodniku. Palcem wskazującym popukał w szybę kierowcy, która po kilku sekundach opuściła się. O dziwo kierowca, nie był starszym, osiwiałym staruszkiem tak jak w filmach. Mężczyzna ten nie miał więcej niż trzydzieści lat. Długie blond włosy były związane w kitkę. a zielone oczy ukryte pod wąskimi okularami, spoglądały na chłopaka ze znudzeniem. 
- Tak, panie? - zapytał niby od niechcenia ale w jego głosie słychać było respekt do rozmówcy. Czarnowłosy młodzieniec machnął ręką. Powoli nudziły go te wszystkie zwroty grzecznościowe skierowane do jego osoby. 
- Chciałem tylko powiedzieć, żebyś dzisiaj po mnie nie przyjeżdżał - wyjaśnił i poprawił czarną torbę, zawieszoną na ramieniu. Kierowca tylko skinął głową i zasunął z powrotem szybę. Włączył silnik i nim chłopak odwrócił się ku bramie szkoły, zdążył już odjechać. Westchnął i poszedł w stronę ogromnych, mosiężnych drzwi szkoły imienia im. Mavis Vermilion, - Kolejny rok szkolny czas zacząć - powiedział do siebie, wchodząc do budynku. Korytarz a raczej, duża wolna przestrzeń na środku której stała fontanna z wizerunkiem anioła na samym środku, prezentowała się bardzo bogato. Na ścianach o kolorze kawy z mlekiem, w równych odległościach od siebie były rozmieszczone obrazy z podobiznami ludzi, których chłopak pierwszy raz widział na oczy. Po chwili wywnioskował, że to zapewne dyrektorzy szkoły, jednak w jednym z nich ujrzał podobiznę pani prezydent, więc jego teoria poszła się paść.
- Hisui E. Fiore – przejechał opuszkiem palców po napisie pod podobizną dziewczyny o zielonych, długich włosach i mądrym spojrzeniu. Wreszcie zrozumiał, że po lewej stronie wywieszane były portrety najlepszych uczniów w szkole lub tych, którzy osiągnęli coś w życiu i na to zasłużyli. Prychnął pod nosem, uważając to za idiotyzm i chowając dłonie do kieszeni spodni, przeszedł przez korytarz, który prowadził po chwili do kolejnego. O wiele ciaśniejszego i krótszego, z którego dochodziło się do klas. W ciszy, uderzanie jego butów o kafelkową podłogę, wydawało się dużo głośniejsze niż w rzeczywistości było. W końcu dotarł tam gdzie chciał. Na drzwiach prowadzących do klasy, widniał mały napis z numerem 17 oraz dużo większy; Biologia. Młodzieniec stwierdził w myślach, że jeszcze nigdy nie miał nauczyciela biologii za wychowawcę. Bez zbędnego ociągania, popukał palcami w jasne drewno. Kiedy zza drzwi usłyszał niski głos definitywnie należący do kobiety, chwycił za klamkę i powoli wszedł do klasy.

~*~

Lucy gdy tylko usłyszała dzwonek na lekcję, podniosła ręce, które trzymała na krańcach umywalki i jeszcze raz przelotnie spojrzała na swoją twarz. Westchnęła i założyła na ramię torbę, po chwili wychodząc z dziewczęcej łazienki. Levy gdzieś się zmyła, więc resztę przerwy siedziała przed lustrem, rozmyślając nad słowami przyjaciółki. Wiedziała, że to była głupota, a jednak gdzieś w środku marzyła, by to okazało się prawdą i nowy uczeń rzeczywiście był chłopakiem z jej snów. Od zawsze nachodziły ją koszmary, lub nie zrozumiałe wizje we śnie o których zazwyczaj po przebudzeniu zapominała. Jednak tym razem było inaczej…
Zdawała sobie sprawę, że śni co noc ten sam sen. Sen gdzie spotyka tajemniczego chłopaka o czarnych oczach. Tylko raz udało się jej zapamiętać coś poza tymi oczami… mglisty obraz wieży Eiffla jakimś cudem został w jej głowie. Oczywiście od razu powiedziała o tym swojej przyjaciółce, która ubzdurała sobie, że Lucy posiada dar przewidywania przyszłości. Oczywiście dziewczyna w to nie wierzyła. Uważała magię, tajemnicze istoty, a nawet samego Boga za wymysł człowieka.
Potrząsnęła głową, próbując się skupić i pośpiesznie wyszła z łazienki, kierując się w stronę klasy od biologii.
- I znowu nudna wychowawcza… - powiedziała pod nosem, ale tak naprawdę była szczęśliwa, że będzie teraz luźna lekcja na której w spokoju będzie mogła porozmyślać, nie narażając się na gniew nauczycieli takich jak wredna Pani Carla. Szybko doszła do klasy i nawet nie pukając, otworzyła drzwi.
- Spóźnienie! - Lucy podniosła głowę i przyjrzała się nauczycielce, która siedziała przy biurku i wskazywała długopisem na jej osobę. Kobieta ta miała krótkie, proste czerwone włosy, do których przypięta była ozdobna świeczka. Ubrana była w typową, czerwoną marynarkę oraz ciemne jeansy.
- Przepraszam... – rzekła i nim nauczycielka coś dodała, ruszyła w stronę swojej ławki, mieszczącej się na końcu klasy. Zawiesiła torbę na haczyk i odsunęła krzesło, specjalnie szurając nim po podłodze i tworząc tym samym nieprzyjemny dźwięk na ucha. Uśmiechnęła się przepraszająco w stronę nauczycielki i poprawiając spódniczkę, usiadła wygodnie. Nachyliła się, by dosięgnąć do torby i wyjęła z niej zwykły szkicownik formatu A4 i piórnik z przyrządami do rysowania. Otworzyła zeszyt w połowie i już miała przyłożyć ołówek do kartki, gdy w klasie rozniosło się pukanie. Przygryzła wargę i odłożyła ołówek obok. Przeniosła swój wzrok tak jak reszta uczniów na powoli otwierające się drzwi.
- Już myślałam, że się nie pojawisz panie Fullbuster – powiedziała nauczycielka, jednak Lucy kompletnie ją zignorowała, przyglądając się chłopakowi, który właśnie wszedł do klasy. Rozszerzyła szerzej powieki, przyglądając się przystojnemu młodzieńcowi, który wyglądał o wiele lepiej niż na zdjęciu w telefonie Levy, która swoją drogą, siedząc po przeciwnej stronie klasy, także nie mogła oderwać od niego wzroku. Można było go opisać jednym, jednak znaczącym słowem: ideał. Jego postawa świadczyła o tym, że nie jest zbyt zainteresowany tym, że większość dziewczyn bezwstydnie mu się przyglądał. Wolał spoglądać na swoje paznokcie u lewej ręki. Lucy dostrzegła na niej dziwny pierścionek z czerwonym kamieniem. Marynarka od mundurka była rozpięta, a na ramieniu miał zawieszoną czarną torbę. Jego kruczoczarne przydługie, porozczesywane niedbale włosy, kontrastowały z bladą skórą. W tym samym momencie, kiedy próbowała przypatrzeć się jego twarzy, chłopak podniósł głowę i spojrzał w jej stronę. Lucy niemal zaparło dech w piersiach, kiedy dostrzegła jego czarne jak smoła tęczówki, otoczone przez gąszcz krótkich rzęs. Początkowo, zamrugał oczami i spojrzał na nią zdziwiony. Po chwili jednak zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił  się gniew… gniew, który był kierowany właśnie do niej. Nie sądziła, że w czyichkolwiek oczach może
widnieć aż tyle złości. Przełknęła ślinę jak najciszej potrafiła, kiedy poczuła gulę w gardle. Chłopak wyglądał jakby chciał się na nią rzucić i rozszarpać na strzępy. Nim jednak dziewczyna mogła się przekonać czy rzeczywiście tak jest, odezwała się zniecierpliwiona nauczycielka.
- Panie Fullbuster, proszę przedstawić się klasie – jej ton wyrażał dobitnie zirytowanie. Lucy zdała sobie sprawę, że przez krótką chwilę kompletnie zapomniała co się wokół niej dzieje i chłopak najwyraźniej podobnie. Jego twarz w sekundę złagodniała i przybrała na nowo wyraz znudzenia. Spojrzał w stronę nauczycielki, jakby dziewczyna nagle przestała istnieć.
- Niech pani wybaczy jednak nie mam takiego zamiaru – wzruszył ramionami. Szybkim krokiem usiadł w wolnej ławce, umiejscowionej na końcu klasy, po przeciwnej stronie niż siedziała Lucy i usiadł na krześle, kładąc nogi na blacie. Założył ręce do tyłu i skrzyżował je za głową, kompletnie nie wzruszony tym, że nauczycielce aż drgała brew. Heartfilia przez chwilę jeszcze mu się przyglądała, a potem wróciła do zamiaru rysowania. Jednak gdy tylko się do tego przyłożyła, zapomniała co tak właściwie miało się pojawić na kartce. Z cichym westchnieniem odłożyła ołówek do piórnika i podpierając policzek na dłoni, postanowiła spędzić tę godzinę, wgapiając się w pusty dziedziniec przed szkołą.

~*~

- I jak, i jak? – zapytała Levy, skacząc wokół dziewczyny. Lucy z głośnym westchnieniem, schowała książki do szafki. Płynnym ruchem zamknęła ją i spojrzała na przyjaciółkę, marszcząc brwi.
- Ale co „jak”?
- No jak to co?! – oburzyła się Levy – co myślisz o tym nowym?
Lucy spojrzała na nią bez słowa i zaczęła iść w stronę drzwi wyjściowych.
- Nic nie myślę – powiedziała, kiedy ją mijała. Jej niższa przyjaciółka, momentalnie zjawiła się obok, idąc nawet kilka kroków przed nią.
- Musisz mieć o nim jakieś zdanie! – dziewczyna nie dawała za wygraną – na przykład to, że jest nieziemsko przystojny!
Heartfilia zatrzymała się nagle i podrapała się po podbródku, zastanawiając się nad czymś.
- Rzeczywiście, jest przystojny – przyznała, kiwając powoli głową.
- To w czym jest do cholery problem?
Lucy wzruszyła ramionami i popchnęła drzwi, wychodząc na dwór. Lekki wiatr dmuchnął jej w twarz, powiewając delikatnie włosy do tyłu.
- Jest… dziwny – wydusiła wreszcie z siebie i nie czekając na Levy, zaczęła schodzić po schodach. Zapatrzona w jakiś punkt przed sobą, nie zauważyła zbliżającej się do niej postaci. Zorientowała się dopiero wtedy, kiedy poczuła dziwny ból w kostce i runęła w dół po kamiennych schodkach. Jęknęła cicho, czując ból na całym ciele. Podniosła delikatnie głowę i spojrzała na parę ciężkich, czarnych butów, które miała przed twarzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Yuki Boshi
/strzalki/strzalki/angelcursor.cur
Strzałkę w górę dostarczyły profilki.pl